Mit o nieśmiertelności, najbardziej nieśmiertelny z mitów

Jeszcze nie słyszano, żeby jakikolwiek człowiek w końcu nie umarł. Mimo to, mimo całkiem sporej liczby dowodów, mimo setnych modłów na początku listopada „za duszę”, niezależnie od przepełnionych cmentarzy, są wśród nas tacy, którzy dają się na nieśmiertelność nabrać. Oddają się zresztą w objęcia łagodzącego strach mitu z niewymowną ulgą. Za iluzję gotowi są również nieźle zapłacić.

Być może pamiętacie, że swego czasu z zacięciem chodziłem na wszelkie pokazy garnków, pościeli, wyżymaczek do buraków, masażerów, usług paramedycznych i co tam jeszcze naciągacze mają w repertuarze. Strasznie żałuję, że muszę aktualnie zapraszającym odmawiać. Przepraszam was łachudry. Najpierw pokończę pilne roboty, a później, kto wie, może odświeżę wiedzę, czym się natenczas łudzi ludzi.

Wyjaśnię nie wtajemniczonym, co się na pokazach dzieje. Zawsze, absolutnie zawsze mowa jest o zdrowiu. Prowadzący starają się przekonać audytorium, że ich dotychczasowe życie miało jakiś defekt poznawczy, że słuchacze nie wiedzą o czymś istotnym z punktu widzenia dbania o stan swego ciała. Okazuje się, że zaproszeni dziadkowie (rzadko bywaja na pokazach osoby aktywne zawodowo) albo wystawiali się latami na działanie szkodliwych czynników, albo nie mieli dostępu do niesamowitej recepty na poprawę zdrowia. Zwykle jednak obydwa podejścia są eksploatowane. Na przykład sprzedając odkurzacz, taki jak ze zwykłego sklepu ale z tych dziwniejszych, oferent uświadamia nas, że używanie typowego sprzętu oznacza w mieszkaniu brud, zarazki, pleśń, kurz, a te powodują alergie, nieżyty, pasożyty, stany zapalne, chorobę wieńcową, osłabienie organizmu itp. Za to z nowym nie ma mowy o pojawieniu się skutków niepożądanych.

Konfrontacja starszego zazwyczaj człowieka z obwoźnymi sprzedawcami ujawnia w nim często głębokie pokłady naiwności. Starszy człowiek, który czuje na plecach presję nieubłaganego czasu i widzi intuicyjnie jego kres, aż za wyraźnie dostrzega sypiące się zdrowie, bywa że chwyta się momentalnie nadziei, że jest jakaś aqua vita dająca nieśmiertelność. Co prawda, kiedy zapytamy kogokolwiek czy nigdy nie skona, odpowie podumawszy sekundę, że przecież tak się nie da. Nie pierwszy to jednak raz, kiedy deklaracje jedno, a postępowanie drugie.

Wydaje mi się, po obserwacjach starców, podpisujących umowy na tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy złotych, że w ich emocjach wytwarza się stan wiary, iż nowo zdobyta wiedza (fałszywa, ale nie są tego świadomi) zagwarantuje im jakąś radykalną zmianę położenia. Że zmieni grę i reguły będą teraz po ich stronie. Doznają na prezentacjach nagłego, złudnego olśnienia, jakby odkryli co robili nie tak do tej pory i wszystko to wyjaśniało. Acha! więc to tak, to dlatego się rozpadam. No to teraz przestawimy zwrotnicę i pojedziemy z powrotem!

Żadna zwrotnica jednak się nie przestawi. Łatwe oddanie sporego majątku za banalne z reguły przedmioty postrzegam jako wyraz odruchowej wiary w samodzielną możliwość pokonania śmierci.

10 minut przed pokazem

Tak samo tłumaczę popularność panaceów. Odkąd żyję panacea nie tracą na znaczeniu, mimo że zmienia się moda na konkretne produkty. Prawdopodobnie towarzyszą ludzkości od prawieków, a silnej pozycji nie nadwyręża w ogóle wzrost liczby osób z wyższym wykształceniem. Żeń-szeń, pokrzywa, wiesiołek, sok z kiszonej kapusty, nasiona goji, czosnek, aloes, algi, herbata z cytryną i miodem, maliny, witamina C, suplementy – ileż jeszcze przykładów można wymienić środków, które poprawiają zdrowie. Nieważne w jakim jest się stanie, one poprawiają zdrowie. Nieskończenie i zawsze. Wielu ludzi w to wierzy.

Obwoźni naciągacze oraz kramarze panaceów sprzedają tak naprawdę nie rzeczy, lecz złudzenia. Odkurzacz, koc, wyciskarka do soków, olej lniany czy pas masujący są tylko świętymi symbolami oferowanej utopii.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close