Nie becz Tadeusz, sam tego chciałeś

Czy wszyscy słyszeli przynajmniej raz jak białostocki prezydent rozpacza nad budżetem miasta, że jest zabyt chudy? Jeśli ktoś ani razu nie słyszał, sparafrazuję pokrótce: buuuuuuuuuuu, buuuuuuuuu, cóż ja pocznę, klęska, nie ma pieniędzy, biedni mieszkańcy z trudem udźwigną moją pensję. Trzeba się wciąż zastanawiać na co wydać. A za co ja będę budował asfalt? Co ja będę otwierał? Ule dla pszczół?! błeeeeeeeeee… Jak oni tak mogli… chlip, chlip.

„Jak ONI tak mogli”, ponieważ Tadeusz winą za mniejsze środki na swawole obarcza rząd. On, a także ta część zatrudnionych w samorządach, która nie odbiera korzyści od PiS-u, za to miałaby zapewnioną bezpieczną przyszłość i samorealizację, gdyby ktoś inny rządził krajem, nie ustaje w pracy z arkuszem kalkulacyjnym, żeby jak najbardziej udowodnić destrukcyjny wpływ władz w Warszawie na finanse gminne. Nie biorąc się na ten moment za bary z rozsądzeniem, kto podaje lepsze liczby, pozwólcie, że nakreślę, jakim ciaptakiem i nieudacznikiem jest sam Tadeusz. Myślę, że warto temat poruszyć, ponieważ w epoce rosnącego dobrobytu zniknął z debaty publicznej pewien aspekt kształtowania kondycji miasta.

Gospodarka, przemysł, przedsiębiorczość – słowa rzadko padające zarówno w salach, w których obraduje rada miasta, a już w ogóle tabu w gmachu przy Słonimskiej. Mam wrażenie, że wypowiadane są z lękiem i po kątach, ponieważ niespecjalnie ktoś tam wie, co one tak naprawdę znaczą, a wszyscy boją się wyjść na głupka. Stąd też zgodnie milczą, nie czując się nazbyt pewnie. Z tym większym hałasem skupiają się na honorowych ulicach, zasłużonych rondach i jednokierunkowych Obywatelach. Nie przesadzę chyba, jeśli wyliczę w pamięci, że ulice, ronda i Obywatele angażują nasze władze z pięćset razy bardziej niż tworzenie sprzyjającego środowiska dla biznesu. Liczba jest szacunkowa, bo gdybym miał być ścisły i polegał wyłącznie na posiadanej dzisiaj wiedzy, to musiałbym sprawdzić, co pomnożone przez zero da te długie godziny polemik, które spędzono, żeby kogoś uczcić lub czci ująć.

Kryzys 2008-2009 minął, bezrobocie spadło na łeb tak, że straciło przytomność, i nikt już nie domaga się od Tadeusza zwrócenia uwagi na stymulowanie lokalnych firm i zatrzymywanie ich w granicach miasta. No bo jest dobrze. Przy czym nawet w apogeum zapaści inwestycje miejskie w przedsiębiorczość nie istniały, więc poziom świadomości można powiedzieć, że jest stabilny, czyli stale żenujący.

Ekspansywne budownictwo mieszkaniowe świadczy, że władze starają się uzależnić wpływy do miejskiej kasy bardziej od podatku od nieruchomości niż od podatku od wzbogacania. Co znaczy, że dopóki ludzie mieszkają, to pieniądze będą. Oznacza to także, że dobra passa polskiej gospodarki znajduje mniejszy niż mógłby być oddźwięk w dochodach Białegostoku.

Nieprawdą są słowa pana Truskolaskiego, że na kondycję finansową w 2020 mają znaczący wpływ rządowe posunięcia: zmniejszenie podatku dochodowego, zwolnienia podatkowe, zwiększenia kosztów uzyskania przychodu. Wpływy z PIT są większe niż w poprzednich latach, więc ciaptak szuka winnych nie tam gdzie trzeba.

Na tegoroczny krach możliwości inwestycyjnych miasta mają wpływ przede wszystkim gasnące dotacje z Unii Europejskiej w pierwszej kolejności oraz wzrost kosztów na edukację na drugim miejscu. Tego drugiego tematu jeszcze nie przeanalizowałem dokładnie, bo faktycznie – pieniądze na wydatki są znacznie większe, a dotacja ze Skarbu Państwa wzrosła niewiele. Z tym, że ekonomicznego podliczenia wymaga jeszcze spostrzeżenie, że liczba nauczycieli stale rośnie (o kilka procent na dekadę), a liczba uczniów stale spada (o kilkanaście procent w tym samym czasie) i czy przypadkiem u nas nie ma do czynienia z niegospodarnością na tym polu. Faktem jest, że najwięcej kurek przykręciła Unia.

Tyle, że o kończących się właśnie pieniądzach wiedziano od zawsze. Przynajmniej ja wiedziałem, nie wiem jak prezydent. Mógł nie wiedzieć, bo zamiast myśleć o przyszłości i starać się o paliwo dla firm, skoncentrował się na tworzeniu długotrwałych kosztów. I tak, mamy pobudowane finansowe kule u nogi wymagające ciągłych nakładów: Park Naukowo-Technologiczny, stadion, obwodnice, którymi łatwo dojeżdża się do pracy za miasto (duże firmy wyprowadzają się poza granice), albo do pracy w mieście ale mieszkając poza nim (mieszkańcy też wyprowadzają się z dala od blokowisk), albo fajnie przejeżdża się przez Białystok na wylot, drogi, którymi dojeżdża się do galerii handlowych, płacących u nas tylko podatek od nieruchomości, a nie dochodowy. Przez roztargnienie zapewne zapomniano zrobić cokolwiek, co przynosiłoby pieniądze. Nie wspomnę o zupełnie niepotrzebnych gestach rozdawniczych, ale w tym prym wiedzie socjalistyczny PiS.

Łagodząc ton, zakończę wytłumaczeniem, że nie można jednak za przykrą sytuację winić pana Truskolaskiego, który tak naprawdę nie jest winien, bo tu nie rządzi. Rządzą dotacje. Jak są dotacje na drogi, to buduje drogi, jak na komunikację, to kupuje autobusy, jak pieniądze na lepsze oświetlenie, to modernizuje oświetlenie, a jak na infrastrukturę sportową, to buduje stadion. Samodzielnie nie potrafi zorganizować nic, na czym długoterminowo korzystałby budżet.

Niedopatrzenie Unii, że nie pomyślała, żeby dać dla samorządowców pieniądze na szkolenia z ekonomii i przedsiębiorczości.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close