Święta prawdziwe i wymyślone

Przedstawię Państwu zrobiony według własnej systematyki, skrócony przegląd świąt prawdziwych. Oczywiście Sylwester nie należy do świąt prawdziwych, ponieważ w ten dzień nie wydarza się nic prawdziwego. Zmiana daty jest aktem umownym, następującym według naszych założeń metrologicznych codziennie, w momencie przyjętym z grubsza jako środek nocy. Nie widzę racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego przejście z 31 grudnia na 1 stycznia jest okazją do odliczania, strzelania korkami szampanów, tańca, wypalania niezliczonych ilości materiałów pirotechnicznych i recytowania życzeń, a północ jakiegokolwiek innego dnia już nie.

Na szczęście są też święta osadzone w obiektywnej rzeczywistości, ratujące poczucie istnienia logiki. Nazwałem je prawdziwymi, bo towarzyszy im coś realnego. Spośród corocznych, najcelniejsze są pozostałości obchodów pogańskich, opartych na zdarzeniach astronomicznych. Pierwsze miejsce daję nocy świętojańskiej. Katolickie wspomnienie św. Jana trafia w okolice najdłuższego dnia w roku. Wówczas przy okazji nostalgicznie żegnamy opuszczające nas życiodajne światło. Od św. Jana dni są coraz krótsze.

Boże Narodzenie. Lokuję je na miejscu drugim (katolicką datę), bo obchodzone jest z kolei po najkrótszym dniu w roku. Niesie nadzieję, bo od niego możemy liczyć coraz jaśniejsze dni i oczekiwać powrotu ciepła i słońca.

Naciągana pod tym względem jest Wielkanoc. Wypada w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni po równonocy wiosennej. Niby ma związek z rzeczywistością, ale jakiś pokręcony. Dotyczy to także połączonych z nią Zielonych Świątek oraz Bożego Ciała. Wtedy nic obiektywnego się nie wydarza.

Do puli cyklicznych świąt prawdziwych dodajmy… Dzień Wagarowicza (równonoc wiosenna, od tego momentu dzień jest dłuższy niż noc, hurrra!).

Istnieją okazje do świętowania nie związane z cyklem rocznym, ale także prawdziwe. Prawdziwe są wszystkie fety po zwycięstwach. Wygrana sportowca jest czymś, co naprawdę się wydarza, więc radość kibica jest uzasadniona i zrozumiała. Tym bardziej zawodników.

Ogłoszenie wyników przez komisje wyborcze także wprowadza faktyczną zmianę (ustala władzę), więc następujące po niej uroczyste przemowy do ubranych w garniturki dudków są z założenia sensowne (abstrahuję od treści, bo z nią bywa różnie).

W życiu osobistym na pewno nic wartego imprezy nie dzieje się w imieniny i urodziny. Nasze prawdziwe święta to dzień urodzin i pogrzeb. Nie „urodziny”, tylko „dzień urodzin” – ten jeden, kiedy pierwszy raz nabieramy powietrza w płuca.

Pomniejsze okazje do zgromadzenia rodziny, przyjaciół i zabawy to: wszystkie wygrane, zwieńczenia prac, ślub (o ile na zasadach chrześcijańskich, bo u liberałów obyczajowych świętowanie nie ma większego sensu), inne sakramenty (opcja dla wierzących), operacje… Doprawdy nie rozumiem, dlaczego udanych zabiegów nie obchodzi się w ogóle (wtedy coś się wydarza), a urodziny hucznie (wówczas nie dzieje się nic).

Zróbmy na koniec ćwiczenie podsumowujące i porównajmy Sylwestra, na punkcie którego wariuje cały świat, ale nic się wtedy nie zmienia, ze zdarzeniem, jakim jest śmierć jednego człowieka. Weźmy pierwszego z brzegu, dajmy na to Putina. Śmierć Putina będzie okazją prawdziwą, a Sylwester nie jest, bo nic się istotnego nie zmienia w ostatnim dniu grudnia. Rozumiecie więc Państwo, że to nie w Sylwestra są rozsądne podstawy do strzelania petardami, tańczenia i składania życzeń.

(Grzegorz Żochowski, fot. PixaBay)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close