Coming out

O tym, że marsze równości są potrzebne i robią wiele pożytecznego w społeczeństwie dowodzi mój osobisty przykład. Kiedy 20 lipca trwały naparzanki kiboli z Policją, a sześciokolorowa manifestacja triumfalnie ogłaszała miłość i akceptację, nastąpił we mnie przełom. Okazało się, że właśnie takiego środowiska potrzebowałem, żeby zrozumieć siebie, umieć nazwać wstydliwe emocje i dorosnąć do zwierzenia z tłumionej dotychczas rzeczywistości. Dziękuję panience Katarzynie Rosińskiej, organizatorce Marszu. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy jej pomagali. Dzięki ośmiuset uczestnikom czuję się teraz wyzwolony i gotów do szczerej rozmowy.

Mam na imię Grzesiek i jestem homofobem. Nie wybrałem tego, taki się urodziłem. Uważam, że wstręt do zwłaszcza męskich aktów erotycznych jest wrodzony każdemu zdrowemu facetowi. Przynajmniej ja tak mam, że na widok „całujących się” mężczyzn paraliżuje mnie na kilka chwil dreszcz niepohamowanego zohydzenia. Nie jestem w stanie nazwać wspomnianej w poprzednim zdaniu sytuacji, nie posługując się cudzysłowem, bo mi przez gardło nie przechodzi. Wolałbym używać „obślimaczanie się”, „sklejone oblechy”, co byłoby bliższe wzbudzanym emocjom. Brrr! Nic na to nie poradzę. Widok faceta z facetem uruchamia natychmiast odruch obrzydzenia.

Wydaje mi się, że poprawnie funkcjonujący człowiek ma wmontowane nie tylko upodobania cielesne, lecz również naturalne niechęci. Nie tylko do osób tej samej płci, ale i do na przykład bliskiej rodziny, do widocznych w intymnych strefach czerwonych krostek, do podobnych co u ludzi rzeczy, ale należących do kozy, szympansicy itp. One tworzą, niezależnie od systemu kulturowego, fundament do nie popełniania zabawnych pomyłek prokreacyjnych, które w nadmiarze szybko urwałyby naszą linię gatunkową, tworząc przestrzeń dla bardziej roztropnie skonstruowanych stworzeń.

Zatem niechęci istnieją i są biologicznie pożyteczne. Przynajmniej chłop tak ma. Po męsku podaje kolegom rękę, po męsku klepie po ramieniu, po męsku trzyma dłoń, żeby wyciągnąć przyjaciela ze studzienki kanalizacyjnej, ale kiedy poczuje ową męską dłoń na udzie, to odruchowo pizga w ryj. I robi to z obrzydzeniem, starając się odepchnąć choćby najbardziej delikatnego, ale jednak napastnika. Scenariusz ów znam z przynajmniej kilku opowieści, zatem uznaję siebie za przypadek niejednostkowy. Niech się pederaści nie dziwią, że są od czasu do czasu bici. Trzeba o tym mówić, gdyż zrozumienie nas, homofobów jest kluczem do wyjaśnienia agresji. Nie jesteśmy w stanie spokojnie zdzierżyć publicznego obnoszenia się z przede wszystkim męską zmysłowością, fuj!

Zdaję sobie sprawę, że unikając od kilkudziesięciu lat telewizora i radia mogłem przegapić moment oficjalnego ogłoszenie odwołania przyzwoitości. Niemniej nie znalazłem materiałów pisanych, że przyzwoitość już nie obowiązuje i nie dam rady podjąć polemiki, kiedy nie znam argumentów. Uważam więc, że jakakolwiek zmysłowość, która mogłaby być spokojnie początkiem łóżkowych harców jest w przestrzeni publicznej niepożądana. Takie niechby było równe prawo obowiązujące wszystkich. Ponad to, czego i sam przestrzegam – kołdrę wyciągam na dwór tylko zimą i tylko po to, żeby mróz wytępił roztocza – mogę jedynie błagać osoby z zaburzonymi skłonnościami, żeby powstrzymały się od okazywania sobie uczuć lub pożądania na ulicy.

Cieszę się ogromnie, że mam za sobą mroczne lata ukrywania. Pozostanę do końca życia dłużnikiem aktywistów elgiebetańskich. Dzięki nim oraz wszystkim działaczom równościowym mogę od tej chwili o swojej homofobii bez strachu i zażenowania publicznie opowiadać – hurrra! Ogłaszam się jednocześnie założycielem Związku Popularyzacji Natury Homofobicznej i włączam w walkę o równość. Równość dla emocji homofobicznych. LGBTQIA+H.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close