Prosty sposób wykrywania głupich mód

Niejednokrotnie naśmiewam się z cudacznych trendów. Łudzę się po cichu nadzieją, że ludzie będą kiedyś istotami logicznymi, kierującymi się racjonalnymi przemyśleniami, a nie stadnymi instynktami lemingowego naśladownictwa. Ośmieszanie ma być pomocne w pokazywaniu, jak nonsensowne bywają przyczyny, że coś się nosi lub jakoś „ozdabia”.

Owo pożyteczne i poprawiające humor zajęcie (naśmiewanie) nie jest li tylko efektem poczucia własnej szarości, podrzędnego stanowiska, braku przyjaciół i zazdrości, że inni ludzie umieją cieszyć się życiem, gdyż ma solidne, naukowe podstawy. Co prawda teorii nadałem rangę uczelnianą osobiście, ale w końcu ma się ten tytuł licencjata wieczorowego z obsługi Photoshopa, Corela i z jazdy wózkami widłowymi, więc z wiedzą jestem za pan brat.

O ile w wielu przypadkach nie da się ocenić czyjegoś postępowania obiektywnie, to jest pewna prosta metoda, która z matematyczną dokładnością pozwala rozpoznać, że niektóre rzeczy są co najmniej abstrakcyjne. Otóż należy sprawdzić, czy zaobserwowana aktywność pasuje do otaczającego środowiska. Na przykład, czy wybrany strój jest odpowiedni do pogody. Ludzie od tysięcy lat oblekają się w ubrania dostosowane do klimatu, w którym żyją. Murzyni ganiają w samych przepaskach, Eskimosi opatulają skórami fok, a Indianie raz tak, raz siak, zależnie od pory roku, kiedy kręcony jest western i muszą przebrać się w ludowe stroje.

Podlaska zima ma swoje prawa…

Przystąpmy z marszu do oceny polskiej współczesności. Czy noszenie kusych albo podartych spodni oraz stópek zamiast skarpet jest mądre? Latem nie mamy obiektywnego narzędzia, żeby podchodzić do oceny, ale jeśli owa garderoba pojawia się zimową nocą, kiedy zacina zamarzający deszcz, śmiało stwierdzamy, że właściciel jest szurnięty.

Styl rozpiętych pół (od poła) w połączeniu z bluzkami i kurtkami, które muszą kończyć się najlepiej zaraz pod pachami i odsłaniać brzuch, podobnie nie przechodzi grudniowego testu rozsądku. W tymże duchu musimy krytycznie odnieść się do mających od dekad silną pozycję metalowych kolczyków zakładanych zimą, dodatkowo oziębiających płatki uszu (innym testem jest test okaleczania się, ale tym razem więcej o nim nie wspomnę).

…jak i podlaskie lato

Co dalej? Ano nieskrępowanie szydzimy z noszenia w ogrzewanych pomieszczeniach czapek. Albo kapturów. Albo, co także się zdarza, czapek z nasuniętym na nie kapturem. Czy to w sklepie, czy w pociągu nakrycia głowy nie mają sensu i jeśli ktoś je nosi, musi kryć się za manierą coś więcej niż tylko zwykła funkcja odzieży.

Stałe ubieranie aksamitnie czarnego odzienia latem? Nie-eee. Nie sprawdza się za dobrze, więc coś więcej czai się za jego noszeniem. Żałoba, stan duchowny, przynależność do grup zanurzonych w egzystencjalizmie, w których wszyscy manifestują ból życia na czarno – musi być coś nadto.

Nie tylko krytyka

Są też mody mądre. Bardzo fajna polegała (niestety wygasa od roku) na noszeniu przez kobiety w słotne miesiące mięsistych chust na szyi i ramionach. Można by rzec, że podarte spodnie także wpisują się w letni kanon, aczkolwiek pamiętamy o istnieniu krótkich spodenek, deklasujących dziurawce.

Co ciekawe, odniesienia do pogody działają nie tylko w przypadku stroju. Sprawdzają się na przykład przy ocenie architektury. Wąskie zabetonowane ulice są świetne dla klimatów gorących, ale kiedy mamy średnią temperaturę roczną 7 stopni Celsjusza, to u nas lepsze są zdecydowanie inne rozwiązania, dopuszczające do mieszkań i ulic więcej światła. Jako element otoczenia doskonałe są drzewa liściaste. Latem robią cień, a zimą odsłaniają słońce.

I tak dalej, i tak dalej. Wyposażeni w uniwersalną metodę śmiało osądzamy bliźnich. Pamiętajmy, nikt nie powinien gniewać się na nas, kiedy doświadczy nieprzyjemnej oceny, Bronią nas wszak prawa nauki.

(Grzegorz Żochowski, fot. PixaBay)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close