Bądź na czasie!

Znamienne jest hasło Białostockiej Komunikacji Miejskiej, za którą odpowiadają dyrektor Bogusław Prokop i prezydent wice-Nikitorowicz. Ma ono ukryte znaczenia, których rozwikłania właśnie się podejmuję.

5 tygodni nazad panowie od autobusów ogłosili wszem i wobec postęp. Zaskoczeni postępem pasażerowi ucieszyli się najpierw, nie wiedząc, jak dokładnie mają się zachować. Chyba wypada ucieszyć się z nowinek? Niestety później zbaranieli, kompletnie nie rozumiejąc nowoczesności.

Proszę Państwa, nowoczesność to Einstein, nie Archimedes! Teoria względności, zdawałoby się zakorzeniona w świadomości ludzi, okazało się, że pozostaje całkowicie niezrozumiała, kiedy zastosuje się ją w praktyce.

Miejskie władze oparły nowoczesny system informacji pasażerskiej na wiedzy, że czas jest względny i nie warto przywiązywać się do jakiegokolwiek zegara. Znamy przecież paradoks bliźniąt. Dwaj bracia, z których jeden siedzi w domu, a drugi podróżuje komunikacją miejską, kiedy ponownie się spotkają, zauważą że podróżnik będzie młodszy od domatora. Jak to się dzieje?

Otóż na przystankach autobusowych zamontowane są gdzieniegdzie bajeranckie urządzenia, z pozoru służące do wyświetlania rozkładu jazdy. Mają wygląd większego czytnika e-booków i niecodzienne właściwości. Też dałem się zaskoczyć za pierwszym razem. Czekałem na ósemkę, która według źródeł klasycznych (internetu) miała przyjechać za 3 minuty, a na spektakularnym wyświetlaczu pokazywało, że za 11 minut.

Rozdźwięk spowodował niepokój. Spóźni się aż tyle? Szybko spostrzegłem, że kilka minut to małe piwo. Najnowocześniejszy ekran przystankowy imienia Stanisława Lema pokazywał inną godzinę! W strefie pod budką panował najwyraźniej inny czas i było tam o 40 minut później niż poza przystankiem!

Ale co tam 40 minut?! Przeniosłem wzrok na datę.

O żesz… Ni mniej, ni więcej, ale cofnęło nas (było obok kilka osób) o parę dni! Wchodziłem pod daszek 17 listopada, a krok dalej był 13 listopada. Przynajmniej tak twierdził niezawodny, atomowy rozkład, któremu nie mogę nie ufać, skoro jest nowy, przełomowy, na dodatek wprowadzony do służby przed wyborami, czyli w momencie największej skrupulatności biurokratów, z których jeden startował do sejmu.

Malkontenci wskazywali na powód bardziej prozaiczny. Sprzęt zasilany jest baterią słoneczną, a od paru dni było pochmurno. Zatem tabelka odjazdów mogła być zwyczajnie nieświeża. Cechą zastosowanego wyświetlacza jest pokazywanie ostatniej treści po utracie napięcia.

Obserwowałem wyświetlacz na przystanku tuż przy siedzibie BKM. 100 metrów od gabinetu dyrektora, w miejscu, koło którego przechodzą bodaj czy nie wszyscy zatrudnieni w miejskiej komórce, odpowiadającej za autobusy, na którym kierowcy oczekują na zmianę (przy mnie czekała pani kierowca). Niemożliwe, że nikt by nie zauważył feleru. Niemożliwe, że skoro zauważyli, to nie zreperowaliby albo nie nakleili taśmy AWARIA, żeby nie wprowadzać pasażerów w błąd.

Niemożliwe, tu musi być coś z Einsteinem.

(Grzegorz Żochowski)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close