Dron w służbie ichmości Strażników Miejskich

Miasto ogłosiło przetarg na drona mierzącego zanieczyszczenie powietrza (zawartość pyłów PM2.5, PM10, cyjanowodorów, formaldehydu, do tego 2 kamery, w tym jedna termowizyjna). Wartość zamówienia powyżej 30 tys. € (cena rynkowa plasuje się gdzieś koło 170 tys. zł). Zapewne ktoś się połapał, że strażnik miejski nie wejdzie na komin z urządzeniem ręcznym, nawet jeśli pod podejrzany dom podjedzie taksówką zwaną smogobusem, gdyż smogobus ma na wyposażeniu wyłącznie kieszonkowe analizatory stanu powietrza. Niestety połapawszy się, rzucił się w panice na kolejne rozwiązanie, które miałoby pomóc SM w walce ze złym paliwem, a które nic nie da dla czystości powietrza. O panice świadczy fakt, że wydatek ten nie był uwzględniony w budżecie, a nawet zakup drona był jawnie odrzucony przez radnych. Zgłaszał go ktoś z PiS-u, ale partia nie ma większości w Radzie, więc większość pomysł storpedowała.

Darujcie malkontencki ton, ale poniekąd mam doświadczenia z przemysłu, jak w praktyce wygląda naiwne wyobrażenie, że jeśli jest narzędzie, to jest i skutek, wynikający z narzędzia.

Czego nie mówi się wprost:

  • szkolenie z obsługi przeprowadzone będzie dla 3 osób, a w warunkach bojowych potrzeba przynajmniej dwóch osób. Oznacza to, że maksymalny czas pracy w ciągu doby, to czas jednej zmiany, bo na drugiej nie będzie już pary. W praktyce niecałe 8 godzin dziennie.
  • przewidziano bogaty osprzęt z masą opcji i ograniczeniem ciężaru całkowitego do 20 kg. Zapewne dron ważył będzie ok. 13-15 kg, ale i tak jest to bydlę do targania i człowiek odruchowo stara się takiego wysiłku unikać. Wyjąć, schować, wyjąć, schować – ileż można?!
  • nawet jeśli obsługa będzie napakowana i lubi popisywać się siłą, to dron przewożony jest w postaci złożonej, a do przygotowania do działania potrzeba kilkunastu minut, zapakowanie to kolejnych kilkanaście minut. Szacuję, że lot w różnych lokalizacjach będzie z tego powodu wykonalny nie częściej niż co godzinę.
  • nawet jeśli personel będzie zwinny i będzie palił się do pracy, to i tak w smogobusie, jeśli w nim znajdzie się dron, momentalnie powstanie “pierdolnik”, bo przy zakupie samochodu nie przewidziano miejsca na spory pakunek. Oprócz samego pojazdu latającego w skład zestawu wchodzić ma spora skrzynia, kontroler, ładowarka akumulatorów, wysięgnik do pomiarów poza strumieniem tworzonym przez drona, elementy zapasowe, urządzenia podglądu lotu, niezależne urządzenie sterowania kamerami, rejestrator, modem GPRS ze wzmacniaczem sygnału i anteną. Gdzieś to trzeba rozlokować.
  • stawiam jednak, że przy chęci częstego używania, nikt nie będzie drona składał i rozkładał, będzie więc przewożony luzem. Jeśli tak, nie dłużej niż po miesiącu zostanie poobijany, a może i połamany. Jest szansa, że nie trafi jednak do smogobusa, tylko do oddzielnej jednostki i to tam urządzony zostanie bałagan.
  • nawet jeśli jacyś silni ludzie odnajdą się w przytulnym tornadzie osprzętu, to dron po 20 minutach w powietrzu wymaga ładowania akumulatorów, które – strzelam – potrwa nie krócej niż 4 godziny (specyfikacja dopuszcza 8 godzin dla kompletu oraz wymaga w sumie 3 kompletów). Ograniczenie pojemności i ilości akumulatorów potwierdza ilość ok. maks. 8 lotów dziennie.
  • nawet jeśli dron ma służyć tylko do wyszukiwania niedbałych palaczy, żeby ich ukarać, to część niedbałych palaczy nie jest idiotami i nie pali syfem w dzień, a w urządzeniu nie ma kamery do nocnego widzenia, nie postawiono również wymagania posiadania systemu omijania przeszkód. Lot po zmroku, na podstawie widoku ze zwykłej kamery z powiększoną cyfrowo czułością będzie więc ryzykowny i albo straż miejska nie będzie używała nowego osprzętu przy sztucznym świetle, albo tylko w miejscach dobrze oświetlonych, albo takich, gdzie nie ma drzew, napowietrznych instalacji elektrycznych, anten, albo zaraz rozbije.
  • żeby poderwać drona, nie może padać deszcz, a wiatr nie może być silniejszy niż 30 km/h.
  • uciekając się do terminologii militarnej: kupiono czołg, ale nie ma rozpoznania. „Rozpoznanie” to zadanie w wojskowości, polegające na dostarczaniu informacji. W doświadczonych samorządach ekipa smogodronowa składa się z 3 lub 4 osób. Jedna z nich pilotuje lekkiego drona rozpoznawczego, który zbiera koordynaty podejrzanych punktów, żeby ciężki sprzęt laboratoryjny jak najefektywniej wykorzystał swój czas (ok. 20 minut ciągłego lotu). U nas prawdopodobnie będzie ekipa 2- lub 3-osobowa i jeden dron, który najpierw sam sobie będzie musiał zlokalizować podejrzane kominy, później do nich dolecieć i poświęcić (przy sprzyjających warunkach!) ok 1-2 minut na pomiar.
  • również w gminach-prekursorach często jest uchwalona uchwała antysmogowa, nad której przestrzeganiem czuwa właśnie dron i ma to wtedy sens. Bez uchwały, respektowane jest prawo ogólne, które pozwala na palenie węglem, byle nie radioaktywnym oraz drewnem, jeśli nie w postaci płyt wiórowych, czyli pozwala na tworzenie relatywnie małego smogu przez dziesiątki tysięcy domów.

Teoretycznie w sezonie dałoby się zrobić przy przyjętych założeniach ok. 1200 pomiarów. Wiem jednak, że jak coś jest kłopotliwe w użyciu, to wszyscy sięgają po to z niechęcią. Tak będzie i zapewne z nowym nabytkiem urzędowym, dron wzniesie się nad kominy wyłącznie po zgłoszeniu podejrzeń wobec sąsiada, a piece węglowe i na drewno jak były, tak będą.

Nie inaczej stanie się ze smogiem.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close