Taksówkarzom jest źle

Taksówkarze skarżą się coraz częściej na upiorne sny. Nawet jak się obudzą, nadal mają wrażenie, że coś ich dusi. Poeta taksówkarski, chcąc przelać przykrą dolegliwość oddechową na papier, napisał parafrazę wiersza „Dusiołek”, tyle że zatytułowaną „Konkurencja”.

Stara gwardia białostockich taksiarzy wywalczyła w 2015, żeby nowi adepci musieli zdawać płatny egzamin miejski, jeśli chcą świadczyć usługi przewozu osób na terenie miasta. Już wtedy byli przyciskani do muru i szukali sposobu, żeby ograniczyć napływ rywali do zawodu. Nagle poczuli, co znaczy walczyć o zlecenia na wolnym rynku. A ten kurczył się z każdym sprzedanym przez Sieńkę samochodem.

Popierający pomysł egzaminów radni przekonywali, że przez to wyższy będzie poziom świadczonych usług. Niechże się przyznają, którzy byli tacy entuzjastyczni, bo poziom nie zmienił się ani o jotę. Tym bardziej, że tylko świeży pretendenci do uprawiania taksówkarstwa mieli wykazywać się opanowaniem mapy miasta.

Wcale niemały odsetek kierowców nie dysponuje zbyt doskonałą znajomością Białegostoku, a część regularnie korzysta z pomocy map Google. Dzięki GPS-om i bajeranckim usługom śledzenia widać, jak błądzą po mieście w poszukiwaniu trudniejszego adresu. Nie powiem, że jest bardzo źle, ale i nie powiem, że od sprawdzianów zrobiło się lepiej.

Zresztą, co się będę zajmował jakimś bzdurnymi, teoretycznymi skutkami egzaminów na taksówkarza, skoro wiadomo, że chodziło tylko o zabezpieczanie taryfiarzy przed ryzykiem utraty pracy. Przez złą decyzję naszych władz (niemal wszyscy radni byli za), do dzisiaj trwa uwstecznienie w ofercie korporacji taksówkowych.

Jeśli dobrze pamiętam, to w 2021 Taxi Komfort wchłonęło OK Taxi i powstało OK Komfort. Na dniach twór ten przestanie istnieć, gdyż będzie skonsumowany przez Taxi Cooltura. Zapewne dlatego, że w międzyczasie 711 11 11 kanibalizowało firmę i drenowało z kierowców. Z tego, co mi wiadomo, mało brakowało, żeby ofiarą stała się też marka 732 32 32.

Widać miotanie się w organizacyjnych rozwiązaniach i nie radzenie sobie. Pozostaje fatalną sprawą, że wysiłki przewoźników skupiają się na taksówkarzach, a nie biorą pod uwagę realnego stanięcia do walki za pomocą oferty. Walki z kim?

Bolty, Ubery, FreeNow są największym zagrożeniem dla lokalnych zrzeszeń. Te zaś zdają się nie widzieć, co robią nie tak i bawią się w próżne przejmowanie się nawzajem, aby znaleźć drobne oszczędności. Kierowcy kurczowo trzymają dotychczasowych zasad, mających zapewnić dobrą pozycję im i nie rozumieją, że jest to ślepa droga.

Nie zgadzają się, żeby do pasażera podjeżdżał najbliższy pojazd, tylko wymagają rozdzielania zleceń według własnej kolejki. Co oznacza, że pasażer często czeka na auto, znajdujące się 2 kilometry dalej, mimo że 100 metrów za oknem widzi gotową taksówkę z korporacji, do której dzwonił.

Chyba żadna z rodzimych firm nie prowadzi porządnej strony internetowej. Ma się wrażenie, że witryny są utrzymywanym przy życiu produktem lat 90-tych.

Kiedy potrzebowałem podpisać umowę na obsługę transportową firmy, koszmarem było znaleźć jakieś informacje, kontakt z biurem, telefony na stronach były nieaktualne, treści nie wiadomo dla kogo, ba! nawet stronę internetową czasem ciężko było odszukać.

Zdobywające uznanie pasażerów usługi „na aplikację” pozwalają wybrać taksówkę z mapy, informują też z góry, jaki będzie koszt kursu. Jest to szalenie wygodne, przejrzyste i zjednywa zainteresowanych usługami.

Dotychczasowi taksówkarze robią bokami, żeby uciec od reform, zbliżających ich do współczesnych standardów. No to mówię, że nie uciekniecie. Lepiej zmieńcie się jak najszybciej, zamiast ubierać wciąż te same, staromodne gacie i w nich paradować.

(Grzegorz Żochowski)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close