Pasażerowie autobusów są ponoć Unią Europejską. Tropię którzy to

Od paru tygodni białostockie autobusy wożą na czole hasło „UE to MY”. Zapewne z powodu za krótkich wyświetlaczy nie zmieścił się podpis, dlatego nie wiemy, kto konkretnie jest Unią Europejską. Postanowiłem rzecz sprawdzić. Finalnie okazało się, że Unią Europejską jest albo Truskolaski, Trzaskowski, Dulkiewicz i ich kumplowska ferajna… albo pani Ula z magistratu. Każda z opcji jest dziwna i trudna do wytłumaczenia.

Najpierw wysłałem prośbę do Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Pytałem: kto nakazał wyświetlanie niejasnego komunikatu w pojazdach oraz jaki ten ktoś miał cel? Bardzo byli chyba wszyscy zajęci wożeniem pasażerów, rysowaniem biletów i planowaniem rozkładów na Wszystkich Świętych 2022, bo odpowiedzi nie dostałem.

Po 2 tygodniach powtórzyłem próbę. Tym razem za adresata wybrałem Departament Komunikacji Społecznej w Urzędzie Miejskim w Białymstoku. Wydawało się, że i oni zignorowali obywatela, ale nie. Dostałem nawet dwie odpowiedzi. Jedną niejasną, za to drugą klarowną, ale jeszcze bardziej zaciemniającą obraz.

Pierwsza przyszła do skrzynki pocztowej w postaci daremnej gazetki „Bialystok.pl”. W artykule „Październik miesiącem protestów” wspomniano manifestację „ZostajeMY w Unii Europejskiej”. Nie chcę zajmować Państwa uwagi wywodami nad pierwszym słowem, w którym zapis dużymi literami fragmentu „MY”, we fleksyjnym wszak języku polskim znamionuje zdaje się narcyzm i egocentryzm, bo poza tym nie ma sensu. Niemniej nie da się nie zauważyć podobieństwa między mottem protestu a napisami na autobusach. Skonstatowałem, że również data rozpoczęcia obwożenia „UE to MY” po mieście wypadała mniej więcej w tym samym momencie. Odczytałem skojarzenia jako potwierdzenie związku jednego z drugim.

Artykuł zilustrowany był fotografią, na której szpalerem maszerują prezydentowie miast. Byli Trzaskowski, Dulkiewicz, nasz kochany Truskolaski, Karnowski i paru innych. Acha! – pomyślałem – Unia Europejska to oni!

Zgłupiałem, kiedy urzędnicy przysłali jeszcze jedną odpowiedź. Tym razem na maila. Kilkukrotnie pogrubioną czcionką zaklinano, żeby tekst traktować jako pochodzący od rzecznik prasowej urzędu, pani Urszuli Boublej. Tak jakby ostrzegano, żebym nic innego nie daj Boże nie wymyślił. Przekazuję zastrzeżenie.

W pierwszym akapicie pisma dowiadujemy się, że Miasto wydało ostatnio 6 mld zł, z czego połowę dała Unia. „Dlatego, jeśli pojawia się jakiekolwiek przypuszczenie, że możliwe jest wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej, nie możemy milczeć. Podjęta więc została decyzja o tym, aby na wyświetlaczach autobusów miejskich kupionych dzięki funduszom unijnym, pojawiły się napisy wyrażające naszą wdzięczność i chęć pozostania we wspólnocie europejskiej.”

Przypomnę, że pytałem o autorstwo akcji z wyświetlaniem. Skoro wyraźnie zostałem poproszony, żeby pamiętać, kto udziela informacji i pani rzecznik napisała „nie możemy milczeć” i „podjęta została decyzja” zakładam, że to ona ją podjęła. Decyzję, żeby wyświetlać „UE to MY” podjęła Urszula Boublej.

Tylko czy pani Ula albo prezydenci skoligaceni z Koalicją Obywatelską (jeśli pierwsze domysły były trafniejsze) jeżdżą po Białymstoku autobusami?! Bo ja jeżdżę i czasem wyglądam nawet przez okno. Modlę się, żeby nikt znajomy mnie nie zauważył, bo gotów pomyśleć, że UE to ja, czego bardzo bym nie chciał. Wystarczy mi otwartość granic i wymiana towarów. Niespecjalnie doceniam prawodawstwo, zwyczaje oraz zapędy Unii.

Mam jednakowoż uporczywe przeczucie, że polecenie epatowania na miejskich autobusach hasłami opozycji parlamentarnej wydała nie pani Boublej. Że urzędniczka kryje swoim ciałem kogoś innego.

(Grzegorz Żochowski)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close