Miasto polubiło pracę z oświetleniem

Białystok w ramach protestów prezydenta Truskolaskiego wobec rządu oraz jako okazywanie biedy samorządu, nie tak dawno gasił podświetlenie wybranych obiektów. Niedługo później podświetlał je a to na tęczowo, a to unijnie, a to żeby przekazać mieszkańcom tekst przesłania z głównego gabinetu. Wprawa w podświetlaniu z tygodnia na tydzień rośnie. Wspomnijmy od razu, że każda okazja żeby wyświetlić coś na czymś kończy się rachunkiem na 10 tys. zł.

Oprócz spektakularnych akcji ze światłem, moda na sprawy optyczne przenosi się i na inne płaszczyzny. Na przykład na przystankach autobusowych w Białymstoku zaczyna pojawiać się nowe oświetlenie. Przyjmuje ono postać świecącego zimnym, fioletowawym światłem paska LED, podwieszonego na daszku.

Trudno zrozumieć, dlaczego w ogóle produkuje się lampy święcące zimną bielą. Blask dawany przez takie źródła nie jest zbyt przyjemny. Jedyne znane mi zastosowanie to promocja garmażerki. Mięso w liliowej poświacie wyglądać ma apetyczniej, dlatego wiele lodówek sklepowych ma wewnątrz kolorowe światełka, oszukujące oczy konsumentów. Ale już przebywanie w sinym otoczeniu nie ma w sobie ani odrobiny luksusu. Tymczasem rok temu Miasto złożyło zamówienie na nowe wiaty. W dokumentacji wyraźnie jest mowa, że oświetlenie ma być… i ma być zimne.

Nie wiadomo dlaczego zdecydowano się na przykry kolor. Trudno także pojąć, dlaczego w ogóle zawiesza się lampki. Każdy przystanek z dachem posiada iluminowaną tablicę z rozkładami jazdy, która w tle ma ładniejszą biel. Powierzchnia jest na tyle jasna, że oświetla z powodzeniem teren całego przystanku, jeśli ten nie jest zbyt długi. Co prawda wytyczne mówią, że tam też ma być zimna biel, ale w takim razie, jeśli ta jest zimna jak lód, to nowe rozwiązanie posługuje się bielą z pogranicza absolutnego zera.

Warto przypomnieć, że ciepłe barwy emitowane przez lampy są mniej szkodliwe z punktu widzenia zanieczyszczenia przestrzeni światłem. Tym bardziej niewytłumaczalne jest pójście w odwrotną stronę. Co ciekawe, dodatkową energię zużywa się także tam, gdzie przystanek stoi wprost pod latarnią uliczną. Czyli widzimy tam w nocy dzięki: latarni, tablicy z rozkładami oraz nowiuteńkiemu paseczkowi. Jak się to ma do biedy i gaszenia świateł? Nędza w finansach najwyraźniej nie jest jeszcze dotkliwa. Dodatkowy koszt dla 80-ciu punktów w skali roku wynosi blisko 8 tys zł. Jeżeli pomysł zostanie zaadoptowany na wszystkich przystankach, będziemy płacili 100 tys. zł ekstra. Ale nawet z racji wyprodukowania rokrocznie 140 kg dwutlenku węgla na jedno światełko – szkoda.

Kolor świetlówek przystankowych na zdjęciu jest zafałszowany. W rzeczywiostości jest bardziej fioletowy.

Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś z krajowych władz za coś przepraszał albo przyznał się do bubla. Być może zatem zamierzeniem lokalnych rządzących, którzy tak samo kreują się na rozsądnych i bezbłędnych, był wzrost dzietności. Kiedy latem nastanie czas negliży i tu i ówdzie na wierzchu zaczną pojawiać się gołe goloneczki, udźce, a u mniej wstydliwych pań nawet szyneczka, to w filetowym oświetleniu będą wyglądały jeszcze apetyczniej. Niemniej lepiej to wyłączyć, bo ktoś weźmie i nie zrozumie i zacznie gryźć.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close