Dozowniki w autobusach nie sikają

Typowa białostocka sytuacja. Uważnych obserwatorów działania urzędu miejskiego nie powinna dziwić. Białostocki magistrat systematycznie dostarcza dowodów, że nie potrafi opanować prostych rzeczy. Nie minął rok od zamontowania, a już przynajmniej połowa dozowników płynu dezynfekującego w autobusach BKM nie działa.

W grudniu 2020 wydarzyła się rzecz spektakularna. Jedna z radnych złożyła prośbę o wyposażenie pojazdów transportu zbiorowego w automaty ze środkiem wirusobójczym. Mieszkańców rzuciło z podziwu na kolna tempo działania. Tydzień później pierwsze sztuki były montowane w autobusach. Realizacja w krócej niż kilka miesięcy? Nie jest to typowe zachowanie.

Niewątpliwie znaczenie miała osoba radnej. Raz, że jest z Platformy Obywatelskiej, dwa, że powołała się na partyjną młodzieżówkę jako autora prośby. Władze Białegostoku nie miałyby serca, gdyby odmówiły tak przydatnej młodzieży. Dzieciaki dwoją się i troją podczas wyborów, latają jak szajbusy z listami do podpisu i napastują przechodniów.

Mrówcza wytrwałość narybku i występowanie na zawołanie i recytowanie peanów na cześć prezydenta miasta na pewno doceniana jest przez panów Truskolaskiego i Nikitorowicza jako wartościowy kapitał. Nierozsądnie jest obrażać tak gorliwego sprzymierzeńca.

Wielka jest polityczna rola młodzieży, która przyszłość osobistą wiąże z decydowaniem o innych. Jeśli masz w partii władzę, mówisz „baczność” i w sekundę formuje się szereg, a białek oczu nawet na moment nie przesłoni mrugnięcie. Dywaguję, że stąd mogła wziąć się błyskawiczna odpowiedź i zaangażowanie urzędników w spełnienie zachcianki…

Przesadziłem z tym „zaangażowaniem”. Po prostu wydane zostały polecenia z klauzulą „wykonać natychmiast”. Tak, byliśmy wtedy pod wrażeniem sprawnego przekucia słów w czyn. Jak wygląda sytuacja teraz? Szacunki, które robiłem przez ostatnie dni rzucają odrobinę światła, jakiej skali jest katastrofa bylejakości.

2/3 dozowników nie działa. Żeby sprzęt mógł funkcjonować, powinien przede wszystkim być w autobusie. Nie zawsze jest. Pozostała jedynie podstawa. Inne egzemplarze mają rozładowane baterie. Przypominają krążące w próżni kosmiczne skały – są, ale nie ma w nich żadnego życia. Następny popularny typ usterki to zmiana funkcji. Aparat powinien pryskać płynem. Jednak po podłożeniu dłoni pod dyszę czuć, że odmuchuje ją zapachowym powietrzem. Pfuuuu, pfuuuu – wypuszcza odświeżające bąki. Można nimi okulary odkurzać. Znaczy się prąd jest, ale nie było komu soku nalać.

Okazuje się, że oprócz jednorazowego kupienia i powieszenia trzeba jeszcze aparatury doglądać! Ale jak to zrobić bez uruchamiania dodatkowych etatów, przynajmniej po jednym w każdej ze spółek komunikacyjnych? Widać, że się nie da.

Czy dozowniki są potrzebne czy nie, jest oddzielnym pytaniem. Być może część podróżnych czuje się bezpieczniej. Z drugiej strony większość płynu pryska na plecaki, kurtki, czapki dzieciaków. Część osób skarży się na drażniący zapach. Tak czy siak, jeśli zapadła decyzja, że więcej jest minusów niż plusów, to dlaczego dziadostwo nadal wisi? Jeśli są potrzebne, to dlaczego większość nie działa?

Na koniec cytaty z grudnia 2020. Młodzi Demokraci Białystok (inkubator PO): „Dziękujemy miastu za szybką reakcję i pozytywną odpowiedź na nasz wniosek. Jesteśmy przekonani, że w ten sposób zminimalizujemy ryzyko roznoszenia wirusa w komunikacji publicznej”. Czy ryzyko zostało zminimalizowane? Odpowiedzcie.

Zbigniew Nikitorowicz, wiceprezydent odpowiedzialny za komunikację miejską: „Urządzenia stopniowo trafią do wszystkich białostockich autobusów. Bezpieczna i przyjazna komunikacja publiczna JEST PRIORYTETEM”.

Zbigniew Nikitorowicz mógłby zostać gwiazdą świńskich filmów. Ma wprost niebywały talent do pieprzenia. Mniejszy do roboty.

(Grzegorz Żochowski)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close