14 marca 2020. Wracam do Białegostoku przez Warszawę. Trochę autobusami, trochę metrem, reszta pociągiem. Na wdechu. Warszawa ma kolor ciemnoczerwony. Głęboki ciemnoczerwony.

Ciemnoczerwony rzecz jasna na mapkach pokazujących liczbę zachorowań z powodu wirusa, którego nazwisko pisze się dużymi literami. W Warszawie sytuacja jest rzeczywiście krytyczna, bo choruje przynajmniej jedna osoba na dwieście tysięcy. Oznacza to dwukrotnie więcej niż w całym kraju. Średnia dla Polski to jedna osoba na 400 tys. mieszkańców. Wigilia apokalipsy.

Epidemia ma jednak i swoje miłe strony. Nie żebym polecał, ale jeśli ktoś musi teraz podróżować, to będzie miał warunki luksusowe. Przypominają mi się czasy, kiedy w nocnym do Krakowa można było mieć własny przedział i wylegiwać się na siedzeniach. Zapytacie, czy teraz też tak się da? Otóż da się. W jednym przedziale kładziemy plecak, w drugim podłączamy telefon do ładowania, a w trzecim kładziemy się w poprzek i majtamy nogami w powietrzu. Tak pusto. W pociągach i autobusach raczej ciężko się zarazić.

O ile zawsze psioczę na komunikację w naszym mieście, tak dzisiaj byłem zachwycony. Nie chodzi wcale o komfort, o nie. Żółto-czarna taśma oddzielająca kierowcę od pasażerów, czytelne informacje, ogłoszenia na przystankach, zestaw decyzji, długie autobusy. Po raz pierwszy widziałem rozumne działania. Proste, prymitywne i skuteczne. W pierwszym kontakcie w dodatku oryginalne. Chciałbym wierzyć, że są autorskie, bo wskazywałoby to na istnienie w białostockim magistracie jakiegokolwiek rozumu… ale zapewne są ściągnięte z innych miast.

Bobasy niechcący pozostawione przez rodziców na krawężniku Alei Jerozolimskich bezpiecznie przeraczkują na drugą stronę ulicy. Prawdopodobieństwo, że akurat nadjedzie samochód jest znikome. Co oznacza… taaaak – czyste powietrze i radykalnie mniejszy hałas. Podobnie zresztą jest w Białymstoku. Żyć nie umierać. Naprawdę nie chcecie takich miast?

Al. Jerozolimskie około południa

Naukowcy na lata zdobywają obecnie materiał badawczy. Przy tak gwałtownym ograniczeniu wszelkich aktywności na pewno wyjdą na jaw różne ciekawostki. Doskonale da się między innymi zmierzyć wpływ komunikacji samochodowej na smog. Przy podobnej pogodzie jednego dnia ruch pękający bębenki w uszach, kilka dni później miasta wymarłe. Cudowne warunki do badań.

Trzaska lód pod spółkami giełdowymi. Ech! Gdybym miał pieniądze, ależ bym się obkupił w akcje! Ileż okazji, ileż możliwości. Mnóstwo firm dokonuje gwałtownych reform, które mogą raptownie zmienić obraz rynku pracy i wydajności produkcji. Na naszych oczach (nie pocieramy) następuje potężne przeobrażenie. Wspaniała wprost zaraza.

Magazyny pozbywają się zapasów, domy bogacą o własne arsenały na wypadek prawdziwych kataklizmów, polscy rolnicy sprzedadzą wszystko co ma w sobie choć odrobinę białka lub skrobi. Mamy szansę na szybkie nawiązanie relacji eksportowych dla naszej żywności. Tylko łapać byka za rogi i nie puszczać.

Władze krajowe postępują w rygorze solidarnościowym, a nie oszczędnościowym. Decydują się na straty w budżecie. Od dawien dawna nie widziałem, żeby rząd odejmował sobie świadomie od ust (nie jestem biorcą żadnych pieniędzy od Państwa). Och! jak bym chciał, żebyśmy nie musieli później dwójnasób płacić za ich zgodę na mniejsze wpływy z podatków. Nadzieja płonna, ale na razie sycę się NORMALNOŚCIĄ.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby żona przez drzwi nie zarzekała się, że nie wpuści mnie do mieszkania, dopóki nie przejdę dwutygodniowej kwarantanny.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close