Ubogie skrzyneczki dla różowych dziewcząt

Miasto Białystok pochwaliło się, że w szkołach podstawowych i średnich rozstawiło w damskich kibelkach specjalne, pokolorowane, blaszane skrzyneczki, w których znaleźć można podpaski, wkładki i tampony. Wyda na to 36 tys. zł, a częściowo dołożą się niektóre szkoły. Z szybkich kalkulacji, które zrobiłem, wynika, że większość podlotków będzie cieszyła się bezpłatnymi środkami higienicznymi, ale nie wszystkie! O dostęp do zasobów dziewczyny muszą walczyć.

Od tego dramatycznego spostrzeżenia zacznijmy wycieczkę po ścieżce absurdów współczesnego socjalizmu.

Nędza

Nieustannie twierdzę, że feminizm ma za zadanie wpędzić kobiety w kompleksy i je upokarzać, no i mamy następne potwierdzenie. Białostocka inicjatywa tłumaczona jest jako „wspieranie kobiet i dziewcząt w kryzysie menstruacyjnym”. Z ogłoszonego uzasadnienia wynikałoby, że „500+”, które rodzice dostają na swoje pociechy (skrzynki są i w podstawówkach), wydają chyba na szowinistyczne, mizoginistyczne, patriarchalne wydatki, bo dziewczynki muszą liczyć na pomoc państwa. Jak im miejscy urzędnicy nie dostarczą niezbędnych środków, będą chodziły brudne. Wszystkie nastolatki są potraktowane z marszu jak biedacy (mówię wyłącznie o uzasadnieniu, a nie fakcie rozdawania).

Twierdzę, że nie. W moim przekonaniu rodzice dbają o dzieci i zapewniają im czego potrzeba. Uczniowie nie są w żadnym wydumanym kryzysie, bezczelne jest wmawianie im nieszczęścia i mentalne przysposabianie do niesamodzielności oraz postaw roszczeniowych.

Wyjaśnijmy w ogóle genezę inicjatywy. Ma ona źródło w Azji, Afryce i na egzotycznych wyspach. Światowe organizacje humanitarne zwróciły kiedyś uwagę, że kobiety w krajach trzeciego świata nie mają dostępu do środków higienicznych. Ponieważ lewica zahipnotyzowana jest ludzkimi genitaliami, od razu zainteresowała się tematem i wpisała problem podpaskowy na listę niekwestionowalnych, obowiązkowych da każdego człowieka misji. To znaczy na listę rzeczy do zrobienia za cudze pieniądze.

Na fali mody powstały krajowe badania, które wykazały, że od czasu do czasu również w cywilizowanych regionach jakaś pani nie może zastosować podpasek. A to w ogóle jej nie stać, a to woli kupić coś innego, a to zapomni zabrać z domu, no i ankiety pokazują, że zdarza się kłopot. Również w Polsce pani Kulczyk takie badanie zasponsorowała i wyszło to samo. Stało się to podstawą, żeby twierdzić, że kobiety w Polsce żyją w ubóstwie, nie mają na podstawowe wydatki i należy się im wsparcie. I tak od słowa do słowa doszło do sytuacji pośredniego przekonywania nastolatek, że miesiączka jest „kryzysem”, co młody umysł może odczytać, że przez nią są gorsze i wymagają otoczenia opieką społeczną.

Nie słuchajcie tego! Jesteście zdrowe i nic Wam nie dolega.

Jeszcze większa nędza

W przechwałkach magistratu zabrakło ważnej informacji. Skoro już afiszuje się z rozdawaniem podpasek i stara się przykleić osiągnięcie do uniesionej w górę twarzy, żeby wszyscy ich podziwiali, to niech od razu przypomni, że w przedszkolach nie zapewnia papieru toaletowego. Na co drugiej stronie internetowej miejskich placówek dla maluchów jest lista rzeczy, które rodzice muszą dostarczyć. Całkiem często jest na niej zgrzewka „srajtaśmy”. I tam Miasta nie stać na zapewnienie czystego tyłka. Dzieci nie są najwyraźniej tak modne jak feministki, stąd mniejsze zainteresowanie higieną. A może dlatego, że dzieci i tak się brudzą i nie warto?

Dyskryminacja

Jak to bardzo często z socjalizmem bywa, nic nie rozwiązuje i traktuje rzeczywistość karykaturalnie wyrywkowo. W tym przypadku nawet seksistowsko.

Chwila zastanowienia nad higienicznymi potrzebami skłania do refleksji, że dzieciaki cierpią także na alergie. Alergie dotyczą ogółu. Czy ktoś ustawił skrzyneczki z chusteczkami higienicznymi do wycierania nosa? Nie? A to dlaczego? A może chociaż ściereczki do okularów, niezbędnych wszak do efektywnej nauki? W szkole również jada się posiłki, ale czy są pasty do zębów, szczoteczki i nici dentystyczne?

Socjalizm musi być selektywny, bo jest zbyt kosztowny i sprostanie wszystkim potrzebom ludzi nie jest możliwe. Socjaliści – o tym poucza historia – rozdają zwłaszcza tym, po których oczekują, że obdarowani staną się ich proletariatem, czyli daje „swoim”. Kobiece ruchy są obiecujące, bo mają struktury, są silne, hałaśliwe, wpływowe i warto mieć je po swojej stronie. Dlatego podpaski i nic poza tym. Inni niech się wypchają.

Bylejakość

Następną cechą praktycznej komuny jest to, że nie rodzi sobie i nic nie rozwiązuje. Jak wspomniałem, zawartości skrzyneczek nie wystarczy dla wszystkich. Czyż to nie frustrujące? Idziesz do szkoły z założeniem, że przecież nie musisz nic zabierać z domu, bo tam jest… a tam nie ma.

Załóżmy jednak, że system zadziała perfekcyjnie. Produkty zawsze są, są w każdej szkolnej łazience, urząd troszczy się o niewiasty… ale wciąż tylko 5 dni w tygodniu i tylko w roku szkolnym. Jaką aktywiści mają radę dla tkwiących w rzekomym „kryzysie menstruacyjnym” podczas wakacji? Tragedia, nie ma rozwiązania.

Jestem zdania, że od początku należy przygotowywać, że każdy musi umieć zatroszczyć się o siebie, że w chwili potrzeby warto mieć też kogoś zaprzyjaźnionego, na kogo pomoc można liczyć, a nie opierać się na kulawych, niepewnych zapomogach. Nie wybaczam szafowania powszechnym „kryzysem menstruacyjnym”. Jest stwierdzeniem oszczerczym, sugerującym niższość kobiet. Co śmieszniejsze, środki na skrzyneczki pozyskano z UNICEF-u, co jeszcze dobitniej stawia nasze nastolatki w roli upośledzonego cywilizacyjnie dzikiego plemienia, do którego fundusze międzynarodowe przybywają z pomocą humanitarną.

(Grzegorz Żochowski, fot. Urząd Miejski w Białymstoku, zrzuty ekranu ze stron internetowych białostockich przedszkoli samorządowych)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close