Krótki kurs językowy

Z zażenowaniem przyglądam się energicznym zabiegom zdziwaczenia języka ojczystego, tym bardziej, że ulegają mu także znamienici dziennikarze. Wątpię zatem, żeby można było oficjalny kanon wypowiedzi i pismactwa uratować przed przykrym wzdęciem. Choroba staje się chroniczna i należałoby się raczej rychło przyzwyczajać, żeby tylko nie narazić na wytykanie palcami.

Tyle że nie mogę. „Posłanki i posłowie”, „działaczki i działacze”, „członkinie i członkowie”, „nauczycielki i nauczyciele”, „goście i gościnie”, „politycy i polityczki” drażnią w niektórych sposobach użycia bardziej niż mucha w gardle. Feministki z taką determinacją i zajadłą zawziętością powtarzają „panie i panowie”, i tak natrętnie domagają się używania owego szablonu, i tak złowrogo łypią na każdego, kto powie „proszę państwa”, że uprzejmi ludzie ulegają, rezygnując z rozsądku. Nie mówiąc już o środowiskach lewicy, gdzie – bez względu na sens! – towarzyskim nietaktem jest użyć zwrotu wspólnego. Miły wieczorek przerodzi się w samotne picie, jeśli nieopatrznie komuś wyrwie się lakoniczne „moi drodzy”.

Tymczasem język polski ma narzędzia oszczędnościowe, czyli ZALETĘ językową. Oszczędność polega na zasadzie (należy zapamiętać): jeśli wypowiadamy się o jednorodnej pod jakimś względem grupie, której członkowie nieważne jakiej są płci, mówimy o niej, używając form męskich w liczbie mnogiej. Podam przykład ŹLE skonstruowanego zdania. W Wikipedii pod hasłem „Feminatywum” przeczytamy, cytuję: „Badaczki i badacze realizujący projekt „Gender w podręcznikach” udokumentowali powszechną praktykę stosowania w polskich podręcznikach szkolnych męskoosobowych form także wobec postaci żeńskich oraz grup, w których skład wchodzą osoby różnej płci”. Czy w tym zdaniu kogoś obchodzi, że w grupie badaczy byli przedstawiciele obu płci? Czy coś to wnosi? No nie! Istotna jest dalsza część zdania. Jest owszem sytuacja, w której wypadałoby powiedzieć jak powyżej. Tą sytuacją jest obecność wśród podmiotowych badaczy wojujących feministek, które zaraz rozpuściłyby paszczę, że ktoś nie wspomniał osobno ich obecności. Dla świętego spokoju niech będzie. Ale kiedy mówimy o neutralnej ideologicznie społeczności, gdzie nie znajdziemy obrażalskich histeryczek, wówczas nie należy używać rozbicia, obciążając wypowiedź niepotrzebnym, nieistotnym nadmiarem.

Powiemy zatem „PRACOWNICY zakładu domagali się naprawy czajnika”, mając na myśli wszystkich członków załogi, a jakie gruczoły oni posiadają w podbrzuszu lub nie posiadają, nie ma w powyższym kontekście kompletnie żadnego znaczenia. Ale gdy protest będzie w sprawie kosza w toalecie, płeć protestujących może być już istotna. Wtedy śmiało mówimy „PRACOWNICE zażądały też odwołania kierownika-świntucha”.

„POLITYCY sprzeczali się, darli kudły i prali po gębach” (w bójkach brali udział wszyscy, wliczając na przykład Anka Grodzkiego), ale „z okazji Dnia Kobiet POLITYCY wręczali POLITYCZOM początkowo kwiaty, zaraz jednak zmienili kwiaty na czekoladki, licząc że koleżanki utuczą i zmniejszą ich szanse wyborcze”.

“Wolność Kurdom i Kurdyjkom” ma cechy koczkodańskie, chyba że autor (znów mnie nie obchodzi czy był nim mężczyzna, czy kobieta, po co sobie utrudniać wypowiedź i tracić godzinę na odnalezienie płci) zawarł w haśle od razu dwie myśli. Jedna dotyczy wszystkich, druga w szczególności pań, ale wówczas nie wiemy o jakie konkretnie wolności chodzi. Rozsądniejsze i mniej językokłapne wydaje się “Wolność Kurdom” – jak najbardziej tak.

Męsko-żeński duet funkcji, zawodów, narodowości, ras, wyznań rozdyma język i powoduje opuchliznę. Nie dajmy się tak łatwo wodzić za nos wszystkiemu, co pod hasłami domniemanej równości głoszą feministki… i feminiści.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Close